Olejek do ciała Suhada Nature – granat i awokado [Recenzja]
Korzystając z chwili wolnego czasu, postanowiłam napisać recenzję produktu, który niedawno odkryłam w Lidlu 🙂 Wiem, że są zapewne wśród Was osoby, którym Lidl kojarzy się ze „sklepem dla ubogich”, jednak ja osobiście nie mam nic przeciwko robieniu tam zakupów. Czasami naprawdę można natrafić na perełki 🙂 Niewątpliwie takim rarytasem jest właśnie wspomniany w tytule olejek do ciała Suhada Nature.
Zawsze wydawało mi się, że olejowanie skóry jest zarezerwowane tylko dla osób z tendencją do przesuszania. Gdy kilka miesięcy temu odkryłam metodę OCM, otworzyły się przede mną zupełnie nowe horyzonty pielęgnacyjne 😀 😀
Okazuje się, że nie dość, że to nieprawda, to jeszcze skóra mieszana i tłusta wręcz lepiej znosi kontakt z olejami. Nie wszystkimi, rzecz jasna, bo są takie, które lubią „zapychać” pory, czego skóry tłuste i mieszane nie lubią. To nie zmienia jednak faktu, że użycie naturalnego oleju np. jojoba, który nie jest komedogenny (nie zapycha) bardzo dobrze wpływa na regulację wydzielania sebum, utrzymując przy tym właściwy poziom nawilżenia skóry. Wstęp ten pisze nie bez powodu, ponieważ odkąd stosuję OCM, jestem wręcz zakochana w tego typu, naturalnej pielęgnacji.
Po zaprzyjaźnieniu się z OCM, postanowiłam poszerzyć zakres użytkowania olejów również na resztę ciała. Tutaj jednak nie obyło się bez sromotnych porażek. Niestety, wszystkie oliwki do ciała, które kupowałam w drogeriach okazywały się byc zbyt tłuste, by stosować je na suchą skórę i pozostawiać do wchłonięcia. Sztuczką, którą stosowałam, było smarowanie oliwką mokrej skóry, a następnie wycieranie ręcznikiem. To działało całkiem dobrze, jednak miałam świadomość, że większość składników odżywczych pochłania ręcznik, a nie moja skóra. Szukałam czegoś NATURALNEGO, co mogłabym zastosować na suchą skórę. Czegoś, co nie wymaga wycierania ręcznikiem i dobrze się wchłania. W końcu znalazłam, jak to najczęściej bywa w takich sytuacjach – zupełnym przypadkiem 🙂
Olejek, o którym piszę ma 100 ml pojemności. Nie dajcie się jednak zwieść – jest bardzo wydajny.
Kosztuje 16,99 zł. To nie jest wysoka cena jak na naturalny kosmetyk o naprawdę ciekawym składzie.Nie ma tutaj parafiny, ani konserwantów. Są natomiast następujące oleje (kliknij nazwę, by przeczytać więcej o danym oleju):
kukurydziany, sojowy, palmowy, migdałowy, awokado, jojoba, z pestek granatu, słonecznikowy. Zawiera także witaminę E. Ciekawy artykuł o właściwościach olejów roślinnych możecie przeczytać również TUTAJ.
Użytkowanie tego produktu jest bardzo przyjemne, bo dobrze rozprowadza się on na skórze, nie pozostawiając wybitnie tłustej warstwy, a przy tym pięknie pachnie.
Nie trzeba go wycierać ręcznikiem, bo szybko wchłania się w skórę. Oczywiście jest to olejek, więc natychmiastowe ubranie się po posmarowaniu nie jest najszczęśliwszym pomysłem, jednak już po 5-10 minutach (w zależności od ilości użytego kosmetyku) można spokojnie się ubrać. Nie pozostawia on bowiem na skórze tłustego filmu, znanego nam z użytkowania oliwek do ciała.
Dozowanie jest bardzo wygodne, ponieważ buteleczka wyposażona jest w specjalną końcówkę, która sprawia, że olejek nie wylewa się strumieniem, a niewielkimi kropelkami. Wystarczy delikatnie wstrząsnąć produktem.
Efekty stosowania są widoczne szybko – u mnie już po drugim zastosowaniu skóra była wyraźnie gładsza i bardziej miękka. Zauważyłam też, że koloryt stał się bardziej równomierny, a na brzuchu skóra jest bardziej jędrna i elastyczna. Myślę, że duży wpływ na te zmiany ma fakt, że podczas nakładania olejku na ciało, jest ono masowane. A jak wiadomo, taki regularny automasaż czyni cuda 🙂 Tak naprawdę, skuteczność większości kosmetyków antycellulitowych, dostępnych na rynku, bazuje właśnie na masażu.
Jest jeszcze jedna wielka zaleta tego produktu, której nie sposób pominąć – świetnie nadaje się do masowania ciała, więc aż prosi się, by w te chłodne, zimowe wieczory zafundować sobie z partnerem wzajemny, rozgrzewający masaż, przy blasku świec 🙂
Rozgrzanie atmosfery gwarantowane! 😉
W związku z tym, że naprawdę jestem zadowolona z tego produktu, oceniam go wysoko. Nie daję maxymalnej liczby gwiazdek, bo to nie jest jeszcze ideał, ale niewiele mu brakuje.
Jedyna moja uwaga jest taka, że osoby o tendencji do zapychania np. na ramionach, czy plecach, powinny uważać z dawkowaniem tego produktu. W jego składzie jest bowiem olej z awokado, który bardzo dobrze nawilża, natłuszcza i odżywia skórę, jednak może przy tym powodować małe zaskórniki. Pomijając jednak tę jedną małą niedogodność, produkt jest naprawdę godny wypróbowania! 🙂
Moja ocena: (5.5/6)
P.S. Przy okazji – mała ciekawostka o mnie 🙂 Mówiłam Wam już, że uwielbiam fotografować kosmetyki? 😀 Fotografia produktowa to coś, czym zajmuję się już parę lat i ciągle niezmiennie mnie to kręci 😀